palac kultury polska wspolnota polakow w gornej austrii
palac kultury polska wspolnota polakow w gornej austrii
linz wspolnota polakow w gornej austrii

Wycieczka do Rygi, Taalinnu i Helsinek

Wycieczka do Rygi, Taalinnu i Helsinek

23-25 maja 2014

I. WYCIECZKA DO RYGI, TALLINA I HELSINEK – 23.05 – 25.05.14

Nareszcie nadszedł ten dzień! 23.05.2014 – piątek, długo oczekiwany prezent urodzinowy, który sobie zafundowałam zaczyna się realizować: wycieczka do krajów nadbałtyckich.

Na lotnisku w Schwechat wszyscy się odnaleźli i o 18:30 z większym lub mniejszym przerażeniem w oczach wsiedliśmy do samolotu. Prawie dwie godziny lotu minęły bezboleśnie i szczęśliwie wylądowaliśmy w Rydze. W hotelu *** (świetny standard) zaskoczył mnie brak parteru. Jak się okazało z wyjątkiem Helsinek nie było ich nigdzie. Tak więc nasz pokój z nr 340 znajdował się na drugim pietrze. Po przesunięciu czasu o godzinę do przodu nie pozostało nam go wiele na nocne pogawędki, jutro wstajemy o 7:00.

24.05 – sobota.

Po śniadanku ok. 9:00 siedzimy w autobusie i zaczynamy zwiedzanie Rygi, stolicę Łotwy, największą wśród krajów nadbałtyckich. Legenda głosi, ze jej budowę rozpoczął skromny człowiek, Krzysztof (teraz św.), który zarabiał na życie przenosząc ludzi  z jednego na drugi brzeg rzeki. Pewnego dnia usłyszał płacz dziecka (podobno tym dzieckiem był Chrystus, dźwigający grzechy całego świata), który dobiegał z przeciwległego brzegu. Wziął je na ręce  i zaniósł do chaty. Nazajutrz dziecka nie było, ale zamiast niego ogromny wór pieniędzy, który św. Krzysztof przeznaczył na budowę Rygi…  Jego pomnik z dzieckiem na ramieniu minęliśmy jadąc wzdłuż rzeki Dźwiny, niedaleko od Starego Miasta pełnego secesyjnych kamieniczek, wniesionych na listę Dziedzictwa Kultury UNESCO. Wysiadamy i kierujemy się na ryską Starówkę. Mijamy Zamek Kawalerów Mieczowych, zespół średniowiecznych domów mieszkalnych, tzw. Trzej Bracia i dochodzimy do gotyckiej Katedry św. Jakuba. Przed wejściem do niej niech każda z niewiast zrobi rachunek sumienia. Posiada ona bowiem 80-cio metrową wieżę z bardzo ciekawym dzwonem, który odzywa się zawsze, kiedy obok przechodzi niewierna żona. A tak swoją drogą, dlaczego nie reaguje na niewiernych mężów?? Chyba ze względów humanitarnych, mieszkańcy Rygi nie mieliby spokojnego dnia ani nocy. Przechodzimy przez przepiękny park, zadbany, wypielęgnowany i czysty, jak cała Ryga, która jest jednym z najzieleńszych miast w Europie. Robimy zdjęcia przy Pomniku Wolności mającym dla Łotyszy ogromne znaczenie. Wysoka na 35 metrów Statuę wieńczy kobieta dzierżąca w wysoko uniesionych rękach trzy gwiazdy symbolizujące trzy historyczne regiony państwa… Niedaleko niej stoi zegar z XIIIego wieku, na którym pojawiły się reklamy słodyczy Laima, taki nasz Wedel. I wreszcie czas wolny. Idziemy na kawę. Ja zamawiam “małą czarną”, taką lubię, podana bez ekscesów, ale Cappuccino mojej koleżanki oprócz tego, że przepyszne było udekorowane finezyjną, czekoladową gałązką. Degustujemy nasze kawki a tu nagle coś podjeżdża. PartyBus! Bar na kołach. Świetny pomysł na zwiedzanie miasta przy piwku albo innych napojach. Mijając Kościół św. Piotra natrafiamy na  knajpkę “Felicita” należącą do Al Bano Carissi (Al Bano&Romina), który co rok organizuje na Łotwie imprezy. Krok dalej dziwny pomnik ukazał się naszym oczom, jakiś folwark zwierzęcy albo coś w tym rodzaju. To pomnik muzyków z Bremen, osioł, pies, kot i kogut zainspirowany bajka braci Grimm (pamiętacie aferę związaną z warszawską artystką, K. Kozyra? przypuszczam, że w Rydze znalazła inspirację, tylko że do swojego pomnika użyła ciał wypchanych zwierząt). Pocierając ich nosy ma się spełnić każde życzenie. No to tarłyśmy ile sił w rękach. I nie jesteśmy wyjątkami, dlatego te nosy takie błyszczące. Teraz czekam na spełnienie marzeń. Czas goni, zbiórka o 13.00 obok Domu Bractwa Czarnogłowych, który zachwyca renesansową fasadą. Zegnamy uroczą Rygę. Strzelam fotki  z autobusu i kolejna niespodzianka. Widzę wieżowiec, wypisz wymaluj warszawski Pałac Kultury. I rzeczywiście, budowla, w której obecnie znajduje się Akademia Nauk Łotwy (jedna z ośmiu sióstr, pozostałe znajdują się…poszukajcie sobie sami gdzie) została wybudowana  na wzór stalinowskich wysokościowców, jest trochę niższa i szersza niż ta w Warszawie. Wyjeżdżając z miasta, możemy jechać albo prosto, albo w prawo. Tak Łotysze zapobiegają korkom.

Jeszcze tego samego dnia “lądujemy” w Tallinie, stolicy Estonii.

To miasto żyje przez siebie wyznaczonym średniowiecznym rytmem. Prawie na każdym kroku spotykamy ludzi, przebranych w klasyczne stroje zachęcających do odwiedzenia knajpki, czy restauracji lub uczestnictwa w Dniach Tallina, które właśnie się odbywały.  Najpierw obiadokolacja. Podobno Estończycy są powolni, na kawę można czekać prawie godzinę, nie odczuliśmy tego, bo nasze pyszne jedzonko było podane “rucki-cucki”. Polecam to miasto do zwiedzania, przynajmniej na dwa dni. Kocham małe uliczki pokryte “kocim łbem” jak tutaj… duża kostka w odcieniach szarości, błękitu i różu. Idziemy Górną częścią Starego Miasta. Zachwyciła mnie Katedra św. Aleksandra Newskiego, cerkiew prawosławna, największa w Estonii, wybudowana w stylu bizantyjskim, na wzgórzu Toompea. Odurza swoją monumentalną architekturą a przykrywające ją kopuły widać z każdego punktu  w mieście. Mijamy urokliwą siedzibę rządu Estonii i dochodzimy do trasy widokowej. Krótka sesja zdjęciowa i już pędzimy uliczką Długa Noga w kierunku Dolnej Starówki  (całe Stare Miasto jest na liście UNESCO). Przechodzimy obok Grubej Małgorzaty, baszty obronnej, której mury sięgają do 4 m grubości i wsiadamy do autobusu.

Czasu wolnego nie mamy, bo już czeka na nas prom do Helsinek.

Dojeżdżamy do portu i wchodzimy na pokład. Kabiny 4-ro osobowe. Bardzo obawiałam się porannej toalety, ale szybko ustaliłyśmy, że na bóstwa robimy się w toalecie publicznej na promie albo w pierwszej lepszej knajpce w Helsinkach a tu tylko oczyszczamy się z ewentualnych niedogodności zapachowych. Zafunkcjonowało świetnie.  Noc na promie. Dochodzi 22:00 i ciągle jasno (początek białych nocy). Co-niektórzy mają ochotę się zabawić no więc  się zabawili i tylko z rozsądku poszli spać, bo o 6:00 musieli opuścić prom tak jak inni uczestnicy wycieczki. Swoimi śpiewami, po “polskiemu”, rozbawili wszystkich         na pokładzie, włącznie z “niepolskojęzycznymi”, którym udzielił się ten niecodzienny nastrój. Ciężko było zakończyć imprezkę. Płyniemy tylko dwie godzinki. Potem motor gaśnie  i zasypia … jak my wszyscy.

25.05 – niedziela, Helsinki, stolica Finlandii.

Jeszcze przed śniadaniem zwiedzamy Twierdzę Suomenlinna, wpisaną na listę UNESCO, mającą za zadanie bronić Helsinki od strony morza. Położona na 6-u wyspach utraciła swe znaczenie militarne, ale jest atrakcją turystyczną. Zamieszkuje ja ok. 800 mieszkańców. Mają szkołę (bardzo starą), plac zabaw, ciekawe domki i chyba spokój. Nasza pora na zwiedzanie nie była normalna, ok.8:00, wszyscy spali, nie spotkaliśmy żywej duszy, żadnego “ludzia” oprócz śmieciarza, który zbierał butelki po napojach wysokoprocentowych. Imprezka w tak “ścisłym” gronie, na powietrzu…musiało być wesoło. Wracamy do centrum i wreszcie śniadanko. Całkiem dobre, spory wybór, pyszne ciemne pieczywko, gotowane brokuły  i “ichniejsza” jajecznica – konsystencja “rozmemłanego”, żółtego sernika – uwielbiam jajka, ale tym razem podziękowałam. Nie wiem jak to się stało, że nie zrobiłam zdjęcia. Całe szczęście były jaja na twardo.

Ruszamy dalej. Miasto zwiedzamy przez szyby autobusu. Mijamy przepiękny dworzec kolejowy, którego spektakularny wygląd jest jednym z najbardziej znanych dzieł architektury fińskiej, dalej Stadion Olimpijski i mnóstwo współczesnych osiedli. Nie minęliśmy żadnego wieżowca, raczej niskie, bardzo atrakcyjne zabudowania. Wysiadamy przy Kościele Luterańskim wybudowanym wewnątrz masywnych, granitowych skał. Robi wrażenie i ma nieziemską akustykę dlatego często odbywają się tam koncerty. Obok niego jest sklepik z pamiątkami, w którym upatrzyłam sobie śliczny sweterek, po którym biegały reniferki. Nie zdążyłam go przymierzyć więc też nie kupiłam. Biegnę wściekła za resztą i jako ostatnia wsiadam do autobusu. Dojeżdżamy do Placu Senackiego gdzie oczarowała nas bielusieńka Katedra Luterańska z bogato rzeźbioną, neoklasycystyczną fasadą. Symbol Helsinek. Obfotografowałam się na wszystkie strony w jej tle, ale do Katedry nie weszłam! Pokonał mnie „piramidalny“ widok granitowych schodów. Bardzo szkoda. Chyba wyszło zmęczenie po poprzednim dniu i niedospanie na promie, ale tego w sam-raz nie żałuję. Na zdjęciach utrwaliłam również pomnik cara Aleksandra II, który znajduje się tuż przed Katedrą i zielony, bardzo stary tramwaj, pamiętający chyba lata 50-te, którym można zwiedzać Starówkę. Tak więc wszystko, co istotne “ku pamięci” mam. Oprócz sweterka!

Jeżeli kiedyś tu wrócę to na pewno zwiedzę muzeum Muminków (chcę podać “grabe” Malej Mi) i kupię …. , który śni mi się teraz po nocach. Wsiadamy do autobusu  i machamy Helsinkom  na pożegnanie.

Teraz czeka nas 8 godzin jazdy autobusem do Sankt Petersburga.

Red. Klaudia Nawałka

PRZEGLĄD ZDJĘĆ

cookie

Informujemy, że przez korzystanie ze strony internetowej, bez zmian ustawień przeglądarki, wyrażasz zgodę na politykę prywatności i zapisywanie plików cookies, które pozwalają na sprawne działanie naszej strony internetowej.